Pezet w głośnikach i udaję, że jest dobrze.
Zauważyłam, że gdy za długo jest dobrze, po chwili musi się coś zj*bać.
Zyskujemy zaufanie, po chwili je tracimy. Staramy się, potem odpuszczamy.Dążymy do celu, rezygnujemy.
Marzę, by chociaż raz się nie zawieść, starać się mimo wszystko i dążyć dopóki nie wygram. Nie mam chyba tak wielkiej woli walki. To źle, nawet bardzo.
I wmawiam sobie, że gdybyśmy się spotkali, nie kończyłyby się nam tematy do rozmów.
Wierzę w to, że to, co było, było jedyne w swoim rodzaju.
I wiem, że nie wróci.
Czasami jak o tym wszystkim myślę, uśmiech sam pojawia mi się na twarzy.
Kiedyś podziękuję Ci za to osobiście, obiecuję, M.
A teraz czekają mnie 6 tygodni w samotności. Jednak wiem, że pod koniec września wróci i będziemy mogli wszystko nadrobić. Zrobimy to, czego nie zdążyliśmy. Musimy obejrzeć 'Titanica' i iść na dłuuuugi spacer. To tak na początek ;) Taka przerwa mimo wszystko jest dobra. Mam czas, by przemyśleć parę rzeczy. Mogę namyśleć się, czego tak naprawdę chcę, czego oczekuję.
A Wy, możecie mówić, że i tak źle na tym wszystkim wyjdę. Być może, bo przecież nigdy nic nie wiadomo. Pozwólcie tylko, że to Ja SAMA się przekonam, czy warto.
A od najbliższych oczekuję wsparcia, tylko tyle.
A od najbliższych oczekuję wsparcia, tylko tyle.
eM;*